Jeszcze rok temu myślałam, że jestem oryginalna fascynując się Audrey Hepburn, wieszając jej zdjęcie nad łóżkiem niczym swego rodzaju świętość ."Śniadanie u Tiffany'ego" to film który działa na mnie jak butelka dobrego wina,wprawiając mnie w lepszy nastrój.
Uwielbiam te początkową scenę, gdy główna bohaterka wysiada z taksówki w długiej czarnej sukni przed sklepem jubilerskim, a w tle słychać delikatną muzykę Henrego Mancini moon river...Widziałam go wielokrotnie i mimo, że znam go na pamięć wciąż do niego wracam.
Gdy obejrzałam go pierwszy raz skupiłam się tylko na muzyce, pięknych strojach od Huberta de Givenchy, który ubierał tutaj Holly Golightly- piekielnie bezpośrednią kobietę z klasą, ale też niepozbawioną pozytywnego szaleństwa, która za nic miała konwenanse.Dopiero przy drugim razie skupiłam się na fabule. Zdałam sobie sprawę,że to opowieść o dziewczynie do towarzystwa-mogłabym nazwać ją tu 'amerykańską gejszą' i mężczyzny- Paula Varjacka- pisarza, który jest utrzymankiem swojej dekoratorki wnętrz.
Holly traktuje sklep jubilerski Tiffany jak oazę spokoju, jeździ tam zawsze gdy czuję że coś nie gra w jej życiu-gdy choruje na "wściekła chandrę":
Holly: Wie pan,co to jest wściekła chandra?
Paul: Rodzaj depresji?
Holly: Depresję masz wtedy gdy przytyjesz lub za długo pada. To zwykły smutek. Wściekła chandra to potworna rzecz. Nagle czujesz nieuzasadniony lęk. Pan też je piewa.
Paul: Pewnie
Holly: Dla mnie jedynym ratunkiem jest wsiąść w taksówkę i pojechać do Tiffany'ego.
Od razu się uspokajam. Tyle tam spokoju i godności. nic złego nie może się tam zdarzyć.
Holly: Wie pan,co to jest wściekła chandra?
Paul: Rodzaj depresji?
Holly: Depresję masz wtedy gdy przytyjesz lub za długo pada. To zwykły smutek. Wściekła chandra to potworna rzecz. Nagle czujesz nieuzasadniony lęk. Pan też je piewa.
Paul: Pewnie
Holly: Dla mnie jedynym ratunkiem jest wsiąść w taksówkę i pojechać do Tiffany'ego.
Od razu się uspokajam. Tyle tam spokoju i godności. nic złego nie może się tam zdarzyć.
Wmawia sobie, że gdyby znalazła miejsce, w którym mogłaby się poczuć tak bezpiecznie jak w sklepie Tiffany kupiłaby meble, nadała imię kotu i rozpoczęła "normalne życie".
Jest to wspaniały film o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie,o życiowych wyborach których się dokonuje i o lęku przed uzależnieniem się od kogoś/czegoś.
Ja mogę porównać takie miejsce do sklepu Massimo Dutti. Korzenny zapach, który się tam unosi, zawsze pięknie posegregowane ubrania; drewniane półki pełne jedwabi, kaszmirów i skórzanych dodatków, buty i torebki przyprawiające mnie o zawrót głowy i jazzowa muzyka sącząca się z głośników....Zaciągam się tamtym powietrzem, wsuwam ręce w jakąś piękna koszulę i czuję się uspokojona. Magia.
moon river...
A jak bardzo Wam podobał się film? : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz